niedziela, 28 grudnia 2014

Świętaa


Calutkie święta i trochę więcej spędziliśmy na naszej działce. Pieski w siódmym niebie, w końcu pare dni spacerowały bez smyczy. No jaki pies by się nie cieszył?
Generalnie dużo do pisania nie mam, bo śnieeeg! Mieliśmy dużo szczęścia, bo w Poznaniu...tylko lód:)


Cody sam sobie zrobił prezent... rozpoczynając poranek pozwolił sobie zjeść trochę czekoladowych cukierków(tym razem bez opakowania). Następnie skosztował galatu z lodówki. W przerwie od siedzenia w klatce zajuchtał trochę tortu, a na koniec, gdy wszyscy wychodzili skorzystał z okazji i zjadł sobie trochę ciasta z blatu. Na pewno jest z siebie dumny. Ja też, chociaż w sumie bardziej jestem zdziwiona jak można być tak inteligentnym i głupim jednocześnie! :D





środa, 10 grudnia 2014

Grudniowo-agilitowo

No i mamy już grudzień. Wyczekany czy nie, z różnych powodów. Z mojej strony chyba jednak wyczekany, bo niedługo zaczynamy 3 tygodniowe leniuchowanie w domu! Teraz wydawałoby się, że to dużo, a jednak pewnie minie bardzo szybko, nawet się nie zorientuję kiedy. Wracając do plusów i minusów grudnia. Wiadomo, ten miesiąc już generalnie wiążę się ze śniegiem. Sama mam dylemat w związku z tym, bo sama nie wiem czy chcę ten śnieg czy nie. Z jednej strony nieee, bo przecież frisbee i agility...ale jednak z drugiej, chciałabym już chodzić śnieżne spacery. Tak czy siak jest zimno:D Oczywiście mowa tutaj o grubym, puszystym, świeżym śniegu :D


Kolejnym super plusem grudnia są nie tylko święta, ale też początki planowania wakacji! Zazwyczaj w okolicach 12 miesiąca pojawiają się zapowiedzi letnich obozów. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to...będzie się działo!



No właśnie! Tyle pozytywów o tym grudniu gdyż zaczęliśmy go bardzo przyjemnie! Byliśmy w Annówce na seminarium z Moniką Rylską, więc zazdrośćcie mi! Mogę śmiało powiedzieć, że było to jedno z najlepszych seminariów na jakich byłam. Szkoda tylko, że tak krótko! Wydawałoby się, że to tylko 2 dni, a zostały we mnie ostatki sił umysłowych i fizycznych:D

Powyżej macie filmik z dzikiej zabawy męża i żony, tzn. Volty i Vento. Nie wiem czy już wspominałam tu, że są małżeństwem? W każdym razie, filmik został nagrany w rocznice ich chyba pierwszego spotkania!!!


Z piesków jestem bardzo zadowolona, ale z siebie chyba też, bo jak na mnie dawałam w miarę radę. Cody to tam pół biedy, mam większy problem handlingowy z Vento:P Postanowiłam, że na zawodach będę z nim biegła dużo pewniej niż zwykle i tak było. Lecz, niestety zapomniałam o równie ważnej rzeczy....zaufaniu psu. No i poskutkowało to znowu 3 pięknymi disami, ale z dwojga złego dużo lepiej to wygląda niż, na przykład miesiąc temu.


Za to z Kłodą nie biegaliśmy już we wdzięcznej klasie zero. Po chwilowym przemyśleniu i pójściu o poradę przepisałam się z nim do open. A co mi tam! Kiedyś musi być ten pierwszy raz! W pierwszych dwóch biegach mieliśmy disa. W 2 też było ładnie, za drugim razem wszedł w slalom, ale jednak głupszego disa już chyba nie można mieć. Jak to Cody, skoczył sobie hopkę od drugiej strony, bo przecież może?


No a w trzecim i ostatnim biegu...zajęliśmy 2 miejsce! Nawet nie oto chodzi, bardziej jestem dumna z tego, że udało mu się zrobić slalom za pierwszym razem!!! Super debiut. Mimo że wiele razy dostawałam przez niego BIAŁEJ gorączki to naprawdę w tym roku mocno mnie zaskakuje!




No i na koniec wypadałoby się jeszcze pochwalić pierwszym przebiegniętym torkiem openowym na treningu

czwartek, 20 listopada 2014

Psijacielu Drogi...czyli o życiowym rachunku Bordera i Terriera...

Długo myślałam o przyłączeniu się do akcji Psijacielu Drogi. Największa lampka na "nie" pojawiała się wtedy gdy myślałam o TEJ liczbie, którą zobaczycie jak dotrwacie do końca...Jednak wzięłam się w garść i zaczęłam pisać...
Sama akcja jest stworzona po to, aby osobom planującym wziąć pod swój dach małą, słodką, puchatą kuleczkę lub już dorosłego przedstawiciela, że pies to nasz najlepszy przyjaciel pod słońcem, ale wiążę się on z nie małymi kosztami. Niestety jest to jeden z głównych powodów pobytu wielu psów w schroniskach.
W tym poście opiszę kosztorys moich dwóch psów - 6 letniego Codyego oraz (prawie)15 miesięcznego Vento.
Po pierwsze żywienie...
Obydwa moje psy karmione są suchą karmą. Zacznę od Codyego jako, że żyję on ze mną dłużej. Przez swoje pierwsze 3 lata jadł Royal Canin. Dziennie spożywał ok. 130g, czyli rocznie 47450g=47,45kg. W 3 lata zdąrzył zjeść 142,35kg kamy! Czyli mamy już ok. 2136zł! Następnie przez rok dostawał Acanę - 52,75kg, czyli ok. 750zł. Potem Husse(rok) - 43,8kg, ok. 600zł.
No i nadszedł czas, że do naszej "paczki" dołączył Vento, który przez pół roku pobytu z nami zjadł ok. 30kg brita - ok. 400zł. Od tamtej pory wspólnie zjedli ok. 5-6 worków po 13kg Taste of the wild, czyli ok. 900zł. Przez te 6 lat śmiało mogę doliczyć koszty dostawy karm około 400zł.
Podsumowując...na samo jedzenie dla psów zapłaciłam ok. 5186zł...


Punkt numer 2! Weterynarz!
Chodzenie do lekarza to bardzo ważna sprawa. Coroczne szczepienie na wściekliznę - przyjmijmy cenę ok.40zł, czyli na 6 lat Codyego - 240zł i na razie jedno Ventyla 40zł, czyli razem 280zł. Myślę, że około 500zł(2 psy) poszło na szczepienia ochronne w okresie szczenięctwa. Parę incydentów Codyego mogę ze spokojem podliczyć na ok. 1000zł. Było ich trochę, w tysiącu zaliczyłam środki przeciwbólowe, różne antybiotyki itp...Oczywiście jeszcze kastracja! - 250zł. Vento zaliczył już też swoje pierwsze prześwietlenie bioder i łokci - ok. 300zł.
Czyli u weterynarzy zostawiliśmy... ok. 2330zł



Strzyżenie Codyego jest u nas koniecznie. Jest westem i wymaga trymowania. Mniej więcej co 3 miesiące oddajemy go do salonu piękności. Kiedyś próbowałam sama to zrobić, ale Cody nie wyszedł z tego zbyt piękny... Przyjmuję, że przez pierwszy rok życia nie lądował u fryzjera, czyli - zaokrąglając 5 lat chodzenia do fryzjera wychodzi 2000zł



Idąc dalej dojdziemy do punktu 4 Obroży, szelek, smyczy...
Uwielbiam kupować nowe "ciuszki" moim psom. Kolorowe i piękne obroże albo takie, które wyglądają "workingowo" i profesjonalnie, no kto by nie kupił? Na szczęście moja miłość do inwestowania w nowe rzeczy tego typu zmalała...przejdźmy jednak do podliczenia. Wiele z obroży/szelek/smyczy było kupione parę lat temu i nie pamiętam ich ceny, więc założę, że każda z nich kosztowała ok. 20zł. Naliczyłam, że mam 24 obroże, z czego 12 jest za ok. 20zł(240zł), kolejne dwie za 60zł(120zł), dwie za ok. 90zł(180zł), jedna za 55zł, i siedem za ok. 40zł(280zł).
Teraz szelki, szelek mam 4 pary - 2 norweskie(ok.120zł) oraz 2 juliusy(230zł).
Smycze - mam 8 smyczy. Dwie za ok. 20zł(40zł), cztery za ok. 40zł(160zł) i 2 za ok.100(200zł)

Myślę, że w tym punkcie mogę też dodatkowo dodać(nie są już to mocno potrzebne rzeczy) plecak(365zł), kamizelkę chłodzącą(235zł), 2 kurtki(ok. 500zł) i 2 kagańce fizjologiczne(127zł)

Do całej kwoty dodaję jeszcze ok.200zł za dostawy...za całość wyszło 3025zł


Trening, szkolenie, zawody...
W sumie wchodzimy już w etap podliczania bardzo dodatkowych rzeczy... Czytelnicy mojego bloga doskonale wiedzą, że bawię się z moimi psami w psie sporty... Szkolenia, obozy, seminaria, zawody... W całym swoim życiu, w sumie od rozpoczęcia mojej pracy z psami, czyli 4 lata temu, byłam na 2 szkoleniach, 5 obozach, 7 seminariach, czyli ok. 5550zł
Zawody...startowałam już 2 razy w oficjalnych zawodach agility i 1 raz we frisbee...DCDC Wrocław, Poznań, Sopot i Warszawa. Podbiliśmy wszystkie strony "świata"(:P). Myślę, że na dojazdy, pobyt itp. wydaliśmy 2000zł. Opłata za zawody wynosi ok.20-100. Coroczna składka w związku kynologicznym wynosi 70zł + dopłata za wpisowe przy zostawaniu członkiem zkwp.
Oprócz tego jeszcze trzeba doliczyć koszty własnego sprzętu. Hopki, tunele, frisbee...myślę, że tutaj wydałam ok. 1500zł.
Do wyposażenia szkoleniowego mogę śmiało dodać klatki - ok. 600zł
Kończąc ten punkt...razem 9650zł...


Oczywiście do ważniejszych zakupów należałoby doliczyć adresówki, środki na kleszcze, preparaty na stawy, szczotki, szampony...

Boję się już podliczać smakołyki i zabawki(bo mamy ich sporo)...Myśląc o wszystkich kościach, kurzych łapkach, płuckach i innych śmierdzielach oraz szarpakach, piłkach, kongach...podliczyłabym to na 1500-2000.


Podliczając te wszystkie bijące mnie w oczy i podkreślone liczby wyszło... 23791zł. Przecież w takich pieniądzach można pływać! Niby tak małe zakupy, po trochu, co jakiś czas...i w dłuższym okresie wychodzi takie coś...nie do pomyślenia! Pewnie gdybym była "normalnym" albo raczej "typowym" właścicielem psa na pewno kwota byłaby ze spokojem o połowę mniejsza.
Rozważając parę rzeczy mogłabym do rachunku doliczyć jeszcze namiot, kupiony specjalnie pod wyjazdy na zawody, sprzęt rehabilitacyjny do uprzykrzania życia mięśni moich piesków. Na pewno znalazłoby się jeszcze wiele rzeczy, o których już najzwyczajniej zapomniałam.

Na koniec dodam jeszcze słowo o kosztach samego kupna psa. Jest to na prawdę mocno uzależnione od nas ile zapłacimy za najlepszego przyjaciela, czy będzie to adoptowany kundelek czy rasowy pies z dobrej hodowli. "Koszt"(ciężko mi to nazwać kosztem...) samego psa może nas wynieść nawet do paru tysięcy w zależności, którego wybierzemy...





niedziela, 2 listopada 2014

Jesiennie vol.2

Już prawie listopad, pogoda iście jesienna, na szczęście zdarzają się ładne i dość ciepłe dni...Zaczynając od początku, udało mi się skleić filmik z naszych ostatnich agilitowych poczynań.



Staram się znaleźć w tygodniu trochę czasu na dłuższy spacer bądź jakiś trening, zamiast wieczornego klikania, bo to zostawiamy na zimę;) W okresie szkolnym jest to chyba najgorszy problem...CZAS na własne potrzeby. To jest chore, siedzimy w szkole przez pół dnia i po powrocie albo robimy zadania domowe albo uczymy się...totalnie bez sensu...Jedynym rozwiązaniem tutaj jest nauka w nocy:P Dobrze chociaż, że przedmioty, na które trzeba się więcej uczyć zniknęły z mojego planu lekcji:D


Weekendy ostatnio albo przeznaczamy na agility albo jeździmy do Annówki... Wybraliśmy się na październikówkę;) Vento miał momenty, nawet więcej niż momenty, genialnego geniuszu! Na pierwszej sesji robiliśmy odbicia od ciała, no i borderowi zdarzało się odbić mi się od ramienia...Pięknie! <3 Tylko szkoda, że moje oko wtedy obrywa od ogona:D
W kolejnej sesji rzucaliśmy tosika...iiiii...uwaga, uwaga...2 rzuty złapane na 4 strefie! Pierwszy toss i tak pięknie, oh oh rozpływam się!
Porobiliśmy też passing i dookoła świata, pod które przystawiałam się już jakiś czas...

fot. Monika Marciniak
Idąc dalej chronologicznie, ktoś 22 października skończył 6 lat! Od początku naszej wspólnej pracy widzę ogromne postępy...i ten kto widział nas kiedyś i teraz ma to samo porównanie co ja! Jeśli chodzi o agility, czuję, że w końcu się rozumiemy i biegamy RAZEM, a nie ja coś tam pokazuję, a Cody sobie hasa jak dzika kuna w agreście. Idziemy w kierunku A1 wielkimi krokami;)


Najbardziej mi się podoba w nim to, że zaczął się cieszyć ze wspólnej pracy, z kontaktu z człowiekiem. Jak zaczynaliśmy wchodzić w ten świat, było to na zasadzie "o matko, znowu coś chcę ode mnie". Jego motywacja bardzo się poprawiła. Widać, że wiele rzeczy sprawia mu przyjemność i cieszy się razem ze mną. Może nie do końca zawsze idzie po mojej myśli, ważne, że zrobi tak jak on chce. Ale to west, one tak mają. Jak zrobi mi na złość to cieszy się jeszcze bardziej! :D


Co do frisbee...nigdy nie będzie mistrzem nad mistrzami, ale moim jest i będzie na pewno! W tej dziedzinie też jest duży progress! Dwa lata temu robiłam z nim frisbee na smaki...Tak, byłam bardzo zdesperowana:P Potem zaczęłam o tym myśleć inaczej i bardzo dobrze! Cody nie chciał się szarpać, nie tylko frisbee, ogólnie. No więc wzięłam to na klatę i zaczęłam mu klikać szarpanie, niektórzy mogą mnie uznać za debila. Dzięki temu Cody nauczył się szarpać i po jakimś czasie zaczęło mu to sprawiać mega frajdę. Od tego czasu przy szarpaniu frisbee czuję, że Cody też używa trochę siły. No i oczywiście zaczął łapać backhandy! Może nie jest idealnie, bo często gubi dysk, ale i tak jest moim mistrzem!


Bardzo dużo włożyłam w niego swojej cierpliwości, nerwów itp...Ale opłacało się. Żyję nam się wspólnie o wiele lepiej. Mimo że nadal jest dużo rzeczy do przepracowania. Wiele z nich jest spowodowane złym prowadzeniem go w okresie szczeniaczkowym i późniejszym. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem z niego dumna. No i oczywiście z siebie. Nigdy bym nie powiedziała, że zajdę z nim tak daleko i osiągnę tak dużo! Dla niektórych priorytetem jest wygranie zawodów...a dla mnie najważniejszą rzeczą jest, żeby nigdzie nie uciekł i chciał współpracować, ale zrobił mi parę niespodzianek i miałam to i to;)

fot. Weronika Maciejewska
Ostatnią niedzielę w październiku spędziliśmy na Annówka Cup. Nie wiem jak to skomentować, tak dobitnie i właściwie...:P Cody no nie do końca chyba miał dzień na bieganie, nie reagował na moje zmiany, nawet jak zrobię je za późno to kłoda stara się je ratować, ale tym razem stwierdził, że ma mnie głęboko:P Aczkolwiek! Nigdzie nie uciekł:D i nawet nie przeszło mu to przez myśl ♥ I kładeczkę zrobił pięknie! Co prawda nie zaliczył strefy zejściowej, ale przynajmniej ją przebiegł, a nie zrobił sobie spacerek:D
fot. Dominika Gawińska
Fot.Zosia Marek
Z Vento...no cóż. Tutaj ogromna wina we mnie. Borderek jest grzeczniutki, zapitala i stara się jak może...no ja też staram się jak mogę, ale nie do końca mi to wychodzi:D Długa droga przede mną.

fot. Zosia Marek
Fot. Zosia Marek
W międzyczasie udało nam się zakończyć sezon pływacki 2014...:D

 fot. Zosia Marek


piątek, 3 października 2014

Jesiennie...

Dopiero rozpoczął się czwarty tydzień szkoły...mało czasu na cokolwiek, na dworze coraz zimniej...Koniec września, a rano jak wychodzę z psami termometr pokazuje 4*C! No ja rozumiem jesień, ale co to jest? To jest chyba najgorsza pora roku:( Nie lubię jak jest zimno i mokro! Przez tą mieszaną pogodę już się przeziębiłam...zwłaszcza, że zaczęli już włączać ogrzewanie... Przez cały tydzień męczyłam się z katarem, bólami głowy itp...dodatkowo jeszcze nauka. Byłam zmuszona zażywać masowo gripex, bo na weekend mieliśmy wyjechać do Annówki... Noo iii...spiełam się i pojechaliśmy :D

W te wakacje nie byliśmy na żadnym obozie...miałam przeznaczyć pieniądze na coś innego... Więc teraz trzeba to nadrobić! Przez cały weekend biegaliśmy pod okiem Tomka Jakubowskiego;)
Spakowałam kalosze, przeciwdeszczowe i CIEPŁE ciuchy, oczywiście na jakiś stuff dla psów też się znalazło miejsce...I co? Nie padało, pogoda idealna ♥ nawet w niedzielę w krótkich rękawkach popylaliśmy;)

fot. Martyna Rybak
Nie muszę chyba za dużo pisać. Jestem zadowolona z obu psów. Cody nigdzie nie spieprzał i przeszedł jakąś przemianę, bo tolerował psy, którym wcześniej chciał się dobrać do gardła, a raczej tyłka:P(tak to jego taktyka walki:P). No i miał super tempo! Bardzo fajnie mi się ostatnio z nim współpracuje. Biegał pierwszy raz huśtawkę w torze i też super. Trzeba w końcu ten slalom dokończyć...
Na Annówka Cup mieliśmy jednego disa i jeszcze jakiego głupiego...mój pies nie odwołał się od palisady, geniusz :D co z tego, że byłam kawałek dalej i go wołałam, on widział TYLKO palisadę i nawet nie raczył na mnie spojrzeć:D Ah te terriery! Jumpingi mieliśmy na czysto:) Drugi jumping przy nauce mnie rozwalił totalnie i z resztą nie tylko mnie. Tomek ustawił tor z pułapkami...i to jeszcze jakimi! Border nie podołał, ale o tym później...Za to Kłoda zdobyła w nim zaszczytne 3 miejsce na 23 psy :D I po co komu border, pff...

fot. Martyna Rybak
Vento padł po powrocie z seminarium. Generalnie szczeniak się też spisał. Czasem ja coś psułam, a czasem on miał jakieś inne inwencje twórcze na daną sekwencje, jak z resztą było na zawodach. Zapisałam go stricte dla fanu, przewidziałam to już przy wysyłaniu zgłoszenia, że będą same disy. Ale tak czy siak fajnie mi się z nim biegało. Na agility, czyli 100% disie, bo przecież nie mamy strefówek zrobionych, biegał najładniej. Zero błędu w tej sekwencji;) W kolejnym biegu rozwaliliśmy się już na drugiej hopce, bo Vento stwierdził, że sobie na niej outa zrobi:D Ale potem biegliśmy dalej i gdyby nie ten jeden out mielibyśmy na czysto. Ostatni bieg, tak jak wspominałam był najtrudniejszy...i to jeszcze dla borderków, które bardzo lubią wpadać w pułapki! No więc już nie było tak kolorowo...:P
fot. Martyna Rybak
A no i muszę jeszcze pochwalić Codyego za klatkowanie! Był taki dzielny, grzecznie i cichutko w niej siedział! Przynajmniej w domu, bo na dworze czasem się odezwał. Jednak moje starania nie poszły na marne, albo poszły i ten level hard przyszedł z wiekiem:P


I tak na koniec...nasz blog ma już 50 000 wyświetleń! Dzięki, że jesteście! Cieszę się, że ktoś czyta moje elaboraty :D 

poniedziałek, 15 września 2014

Tajemnicza choroba buntownicza

Ostatnie wydarzenia sprowadziły mnie do napisania tego jakże poważnego postu. Zwłaszcza, że wielkimi krokami zbliża się jesień, czyli czas zbiorów na zimę i jest to jeden z wielu objawów... Mianowicie dzisiaj wypowiem się na temat pewnej mało znanej choroby przenoszonej drogą kropelkową - Żarciomii.
Występuje ona u bardzo dużej ilości gatunku zwierząt, które posiadamy w domach, potocznie zwanych psami domowymi. Jak pisałam wcześniej, przenoszona jest drogą kropelkową i tutaj jest haczyk. Uważajcie, bo może zarazić też ludzi!

Polega ona głównie na szukaniu żarcia(nawet przez sen), a następnie zjedzenie pokarmu, który się znalazło. Nie ważne co to jest, ważne, że pachnie smacznie.
U Codyego objawiła się mniej więcej w wieku 2-3 lat. Ukradł wtedy szyjkę indyczą z półki. Nie przypuszczałam wtedy, że jest to ta straszna choroba. Ostatnimi czasy bardzo się nasiliła. Najpierw zjadł batona, później ukradł kotleta(nadal nie wiem jakim cudem). Ukradł też puszkę z orzeszkami ziemnymi, która leżała na biurku, również nadal nie wyjaśniono okoliczności. Następnie okazało się, że jest jeszcze gorzej. Z wiadra ukradł winogrona. Nikt by się tego nie spodziewał, a jednak. Oczywiście jak wszyscy dobrze wiemy, winogrona, tak jak czekolada, są trujące dla niby niczego nieświadomych piesków. Tydzień przed naszymi pierwszymi zawodami w legnickim polu gwizdnął pół czekolady...hmm... Minęło trochę czasu i znowu!
fot. Martyna Artymowicz

Breaking news! Chorobie przypomniało się, że istnieje i zmusiła biednego małego westika, że należy ukraść z biurka pudełko z czekoladkami nadziewanymi toffi. Razem ze srebrnymi papierkami oczywiście! Akcja ratunkowa rozpoczęła się od razu, dzwonieniem po znajomych i następnie podaniem wody z solą, co zaskutkowało. Po ciężkiej nocy Kłoda nadal męczyła się z wydobywaniem tego szajsu z siebie. Musiałam podawać mu wodę, bo sam nic nie pił. Po dniu głodówki dostał karmę z wodą i wszystko już w porządku. Jedynie weekendowy trening zrobił papa.

fot. Natalia Śliwińska Photography
Burdel za to ostatnio wymyślił sobie bardzo pożyteczną zabawę! Wciąga wodę do pyska i wypluwa ją do miski Codyego:D oraz! Zjada własne stopy! Więc chyba choroba postępuje u niego o wiele, wiele szybciej niż u terrierowatego przedstawiciela w naszym domu...

Pozdrawiamy wszystkich borykających się z Żarciomią i nie martwcie się, jesteśmy na dobrej drodze do wyprodukowania szczepionki!

wtorek, 2 września 2014

Oczekiwanie, cieczka, oczekiwanie, poród....i już roczek!

Pewnego ranka, a dokładniej 30 sierpnia nieświadoma Natalia wstała i (jak to najczęściej bywa) na rozbudzenie włączyła telefon i facebooka. Jednak było jakoś inaczej. Internet nie chciał współpracować, ale w końcu wyświetliły się aktualności i oto co ujrzała :
3:35 pies 400g
4:35 suka 380g
5:00 suka 261g
5:45 pies 266g
6:00 suka 235g
6:32 pies 420 g


Później coraz więcej zdjęć i wieści...

Maluchy rosły, a do mnie i tak nie docierało, że być może, któryś z tych małych czekoladowych potworków będzie mój... Po odwiedzinach serce coś tam mówiło, ale jak będzie...zobaczymy. Pewnego dnia serce zabiło mocniej i emocje sięgnęły zenitu...W ten szalony dzień dowiedziałam się, który szczeniak trafi do mnie.



Dopiero w samochodzie mój mózg ogarnął, że MAM SZCZENIAKA, ale czy to na pewno nie sen? No i niedługo po tym mały Pan Łapka uświadomił mnie, że nie, to nie sen, wymiotując mi na nogi(:D). Wtedy już wiedziałam, że to MÓJ PIES. 


W końcu nadeszło zmartwienie jak będzie z Codym? O dziwo tolerował małego szczeniaczka. Pokazał mu, że na wiele rzeczy nie może sobie pozwalać, czasami za pierwszym, czasami za drugim razem szczeniaczek zrozumiał, że Cody nie lubi pewnych rzeczy :D Marzyłam tylko o tym, żeby żyli w zgodzie, a teraz co? Nawet Cody się w niego zaczyna. Powiem tak...dobrali się(:P). Cody w roli Wujka Dobrej Rady nauczył wiele małego i głupiutkiego szczeniaczka, ale i szczeniaczek nauczył wiele Kłodę. Wujek Dobra Rada uwielbia naśladować szalonego bordera podczas pracy, nie zawsze mu wychodzi, ale nad wyraz się stara.


Mój pierwszy przemyślany, długo wyczekany i wymarzony drugi pies. Jest w każdym stopniu prawie idealny i lubi mnie w tym uświadamiać. Uwielbia przyjść się poprzytulać. Najbardziej i tak bawią mnie jego dzikie dźwięki jak ktoś przestaje go miziać. Na zachęcenie Codyego do zabawy też ma sposoby. 



Vento, jak samo jego imię wskazuje - Wiatr, jest szybki. Bardzo szybki. Każde zadanie stara się wykonywać na 100% obrotach. Uwielbia pracować na zabawki, ale też na żarcie. Jak już jesteśmy przy jedzeniu...mlecze to jego miłość! Kiedy jeździmy do miasta nie ma większych problemów z tłokiem już od szczeniaka. Jedyne co go zaskoczyło to ruchome schody na dworcu i jakiś dziki pseudo klaun w Sopocie :P


Jakby skomentować nasze agility...hmm..Wyobraźcie sobie, że przesiadacie się z traktora do ferrari...Tak dokładnie to wygląda :P Najgorzej jest mi ogarnąć jego prędkość, z Codym czasami jestem w stanie się zastanowić się po drodze co gdzie i jak. Z Vento nie jest tak łatwo:P On wie, że ja nie ogarniam i robi mnie w konia :D Ale z treningu na trening czuję, że jest ze mną co raz lepiej!:P





W ramach prezentu urodzinowego Vento został przemycony do stolicy, a na miejscu...czekał na niego debiut. Konkretniej - debiut na finale Dog Chow Disc Cup! 
O 4:50 umówiłam się na wyjazd z Esterą. Po drodze trochę padało, prognozy też zapowiadały deszcze i burze. Idealna pogoda na debiut!
Niby zajechaliśmy dużo przed 8, a było tak mało czasu! Znieśliśmy rzeczy, rozłożyliśmy namiot, psy do klatek i szybko na rejestracje! 

Do I rundy nie daleko...rozgrzałam psa i siebie. Nastało czekanie. Stres pożerał i mnie i mój czas. Pierwszy nie wcelowałam, ale trudno się mówi. Drugi rzut był celniejszy, ale nie złapany. Trzy kolejne celne i złapane. Uzbieraliśmy 50 punktów:)
Druga runda już nie była taka różowa. Szczeniak miał za mało czasu na "odprężenie się" po pierwszym starcie. Nie złapał żadnego z 3 rzutów. Doganiał je, ale mimo mojego dopingu nie łapał. Mózgowo po prostu było dla niego za dużo i za szybko. Jestem z niego bardzo dumna, był dzielny!






Dzień przed urodzinami Vento sklep Fera.pl zrobił nam bardzo miłą niespodziankę! Dostaliśmy 2 torty dla psów firmy Lolo Pets. Bardzo dziękujemy! Nie mogliśmy świętować urodzin w sobotę, żeby w razie wu odpuścić sobie na zawodach rewolucje pokarmowe. Tak świętowaliśmy nasz pierwszy start i urodziny szczeniaka w poniedziałek:


I na koniec Vento ze swoim oficjalnym prezentem w jesiennej aurze 


Jeszcze raz Klaudia dziękuję Ci za niego!