środa, 24 czerwca 2015

Bursztynek, bursztynek...

Uwielbiam zawody nad morzem! Naprawdę mają coś w sobie. Co z tego, że nie mam za bardzo czasu przejść się na plaże. Wcześniej miałam, ale teraz jak biegałam z dwoma psami...w open i zero...raczej nie znalazłam za bardzo odpowiedniej chwili:P Ale nadrobiłam sobie wieczorem!

fot. Press Shots
 Zacznijmy od debiutu czekoladowego psa! Oh! Geniusz po raz kolejny! Tak szczerze, bardziej stresowałam się przebiegiem z nim niż z Codym. Cały czas miałam wizję, że wszystkie tyczki lecą. Parę poleciało, ale nie aż tyle, ile było ich w moim umyśle.
Jumping numer 1 w sobotę skopałam ja, przez co złapaliśmy jedynego disa na 6 biegów. Za bardzo zostawiłam szczeniaczka i postanowił ominąć hopeczkę.
Jumping II...zdjęcie wystarczy? <3


Najśliczniejszy bieg w całej, dotychczasowej karierze agilitowej Ventyla <3 Oczywiście poszła jedna tyczka, ale co tam! Ten czas...<3 15,12s...prędkość 6,35 m/s...W końcu mogę pokazać, że umiem biegać!

fot. Marta Marcinkowska
Niestety w sobotnim agility mieliśmy 2 tyczki i odmowę, ale i tak ładnie. W sumie mieliśmy drugi czas:)
Palisadka<3 Nie mam słów na piękność w wykonaniu tej przeszkody przez moją czeko szczałę! Wtajemniczeni wiedzieli, a było ich niewielu, że palisadę mamy zbieganą i dopiero na zawodach ją ochrzciliśmy, żeby nie zapeszać!


W niedzielę zaczynaliśmy od przebiegu agility i również piękna palisadka<3 Strefa na kładce trochę fuksem...W poniedziałek na ostatnim treningu przed zawodami Vento postanowił, że będzie przeskakiwać strefę...No cóż, ma pomysł na życie chłopak:P
Tym razem trochę gorszy czas, bo aż dwie odmowy...Stwierdziłam, że to chyba troszeczkę też przez zmęczenie, ale co nie znaczy, że nie będziemy nad tym pracować.


Iiii jumpingi! W pierwszym znowu podium! NAJLEPSZY czas<3 ale niestety o naszym pierwszym miejscu zaważyła tyczunia i spadliśmy na 3:P
W drugim złapaliśmy dwie odmowy. Super mi się biegało!

fot. Nina Kusiak



Za to z Kłodą było jeszcze gorzej. Ukończyłam w całości tylko jeden bieg. Na całą resztę wychodziłam albo z piłką tor albo po prostu się nie dało i musiałam kończyć wcześniej.
Od czasu ostatnich zawodów w Warszawie zaczęłam kminić co się stało...Na kwalifikacjach w maju było jeszcze ok, pomijając bieg po mega ulewie w kałużach i błocie, ale wybaczyłam, bo Cody nie przepada za wodą.

fot. Press Shots
 Najbardziej prawdopodobne było zmęczenie, ALE poza torem potrafi biec NORMALNIE za piłką i tak samo na treningowych hopkach z boku...wychodzimy na ring i jest masakra...Zauważyłam, że dopóki się rozgrzewamy, biegamy z boku na hopkach jest super! Wystarczy, że podejdę pod ring na start i pies automatycznie gaśnie. Zawsze go wkurzam braniem na ręce, dotykaniem czy czymś takim przed biegiem, kiedy stoimy przy starcie Cody jest w innym świecie i w ogóle na to nie reaguje.

fot. Karina Photography

Połączyłam ze sobą fakty. Posypało się totalnie po kwalifikacjach w maju, pies boi się ringu...no i wpadłam jak śliwka w kompot, przypominając sobie co może być przyczyną. Na zawodach w maju, na których było jeszcze normalnie, Cody ostro dostał od jakiegoś psa PRZY ringu KOŁO wejścia na start... Nie pamiętam już czy zdarzyło się to zaraz przed czy zaraz po biegu. Po prostu przechodziliśmy, Cody nawet nie widział tego psa, ja też nie przypuszczałam, że wypierdzieli na niego. No ale niestety stało się i nie było to delikatne, bo Kłodek odleciał na dobre 1,5m i widać po nim było, że go boli. Jest to najbardziej prawdopodobna moim zdaniem przyczyna.

fot. Marta Marcinkowska
Jeszcze pogorszyłam bardziej wkurzając się na niego po biegach, myśląc, że ma mnie tak mocno w tyłeczku, że w ogóle nie reaguje na mój doping... No trudno, trzeba pomyśleć co z tym zrobić, albo może nie zrobić. Nie jest to w żadnym stopniu łatwa sytuacja.
Ale jest pocieszenie! Zobaczcie jaki piękny button wygraliśmy w disowym losowaniu <3


A już w piątek zakończenie roku! Lecimy do Warszawy, ze stolicy do Zaździerza i byczymy się przez 5 dni na agility! Udanych wakacji!

niedziela, 14 czerwca 2015

Dwa razy W

W końcu nadszedł czas ostatnich dni w szkole. Ostatnie poprawki, ostatnia nauka i zaczynamy wakacje! Z jednej strony to źle, że zostało tylko parę dni, bo przydałoby się trochę więcej czasu, żeby doszlifować oceny. Nawet pogoda nas nie rozpieszcza! Chyba zaczynają się te upragnione czasy kiedy trening przeprowadzamy tylko rano albo wieczorem:P


Tajemniczy tytuł...już wyjaśniam! Otóż znowu dwa weekendy pod rząd byliśmy na wyjazdach! Najpierw Wrocław, później Warszawa. Zacznijmy chronologicznie.
Wyjazd do Wrocławia okazał się pierwszą podróżą Vento pociągiem! Bez problemu samodzielnie wskakiwał i wyskakiwał z wagonu. Pieski jechały kulturalnie w klateczkach. W środku było bardzo gorąco, na szczęście Ventylowi trafiło się, że był umieszczony przed kiblem(za duża klatka:P) i nie musiał się z nami gotować:D


Startowałam ze swoją czekoladą i z jego żoną - Voltą. Na miejscu okazało się, że musimy przenieść psy trochę wcześniej, bo inaczej nie zdążymy na pociąg do Poznania. Wyszło na to, że miałam startować z Voltą....chyba 6:P Możecie sobie wyobrazić mój stres:D Ale poszło nam super! Zarobiłyśmy wspólnymi siłami 14,5p:)

fot. VeronA
Minęło trochę czasu, mój umysł zdążył się rozluźnić ii runda z moim Ventylkiem! Był dzielnym synem i na 7 wyrzuconych dysków, nie złapał tylko dwóch. Z mojej winy tak naprawdę, bo rzuciłam je jak pałka:P Z 1 rundy, tak samo jak z Voltą zdobyliśmy 14,5p

fot. Kinga Szulczewska
Na drugiej rundzie było już trochę trudniej. Było o wiele więcej ludzi przy bandzie, przez co troszeczkę poniosło Voltę, ale dałyśmy radę! Udało nam się zestrzelić 11p, czyli łącznie 25,5p i 37 miejsce! Przed zawodami miałyśmy TYLKO 3 treningi, więc patrząc na to, super nam poszło! Biorąc też pod uwagę mój stres i to, że Vi miała czasem problem z lokalizacją swojej pańci to już w ogóle - cud, miód i orzeszki!

fot. Kinga Szulczewska
Śmiałam się przed zawodami, że będzie śmiesznie jak będę miała więcej punktów z Voltą niż z Vento, i tak właśnie się stało:P Miałam z nimi start od razu po sobie, na moje szczęście, udało się i pomiędzy moimi startami był jeszcze freestyle. Na moje nieszczęście - rzucałam jak patologia mojemu biednemu pieskowi. Nawet jego petarda w tyłku nie pomagała przy za wczesnym rzucaniu mega uciekających dysków. Starał się jak mógł, ja się trochę wzięłam w garść. Coś tam lepiej rzuciłam i zgarnęliśmy 6p...:P Łącznie 20,5p i 53 miejsce. Z psa jestem zadowolona, z siebie niekoniecznie:P
fot. Ewa Tąta


Kolejne Wuuu to wyjazd do stolicy, również pociągiem tylko tym razem z Codym! Tak samo jak Ventyla - jego podróż odbyła się w klatce. Byłam(i nadal jestem!)zaskoczona, że był aż tak rozluźniony! Wszyscy dobrze wiemy, że Cody miał problemy z klatkowaniem w nowych, obcych miejscach, a spał w pociągu do góry kołami!



Po przyjeździe do Warszawy, Cody spędził wieczór odpoczywając w klateczce, a ja zwiedzałam stolicę. Szczerze? Więcej zobaczyłam z dziewczynami niż na wycieczce, na które byłam ze szkołą:D
Najlepsze co mogło być to to, że po powrocie z przebywania 6:30-19 na słońcu(ponad 30*C na pewno)mogłyśmy sobie kulturalnie posiedzieć, ciesząc się klimatyzacją<3(DZIĘKI ALA!!!)


Największym minusem posiadania psa w klasie S jest bieganie z samego rana, jako jeden z pierwszych. Zawsze sobie myślę, że Cody od rana jest zaspany i poranny bieg będzie najgorszy, a właśnie był najlepszy. Jeden przebieg na pewno mieliśmy całkowicie na czysto, nie licząc punktów za czas...zdecydowanie to nie były jego zawody jeśli chodzi o prędkość... Swoją rolę odegrała też w pewnym stopniu temperatura, ale poza torem jakoś umiał biec do hopki i gonić piłkę jak na treningu.


Cody jakoś nigdy nie biegał szybko na zawodach, nigdy na to w ten sposób nie patrzyłam. Wystarczy sobie porównać jego prędkość na treningach i na zawodach...podejrzane...Trzeba będzie coś z tym zrobić. To były chyba jego pierwsze zawody, na których miał punkty karne za czas. Z ostatnich dwóch przebiegów znosiłam go na rękach z toru.

Nie miał problemu z wejściami w slalom na przebiegach, w których jeszcze "biegł", a nie hasał po różowej chmurce w krainie tęczy. To jest jak najbardziej na plus:P


Po powrocie zdążyłam iść z Vento na agility i na frisbee. Przypomniałam mu co to jest leg vault i był geniuszem! Aż żałuję, że nie nagrywałam:) Po skończeniu sesji zauważyłam krew na łapach, obejrzałam psa i stwierdziłam, że to tylko przecięty język. Niestety wstając miałam zakrwawioną bluzę i rękę...Przecięta tylna łapa...Nadal mnie zastanawia czy zrobił to przed czy podczas treningu. Jestem tylko pewna, że już z tym musiał ćwiczyć, więc jest dzielnym czołgiem!:P