niedziela, 14 czerwca 2015

Dwa razy W

W końcu nadszedł czas ostatnich dni w szkole. Ostatnie poprawki, ostatnia nauka i zaczynamy wakacje! Z jednej strony to źle, że zostało tylko parę dni, bo przydałoby się trochę więcej czasu, żeby doszlifować oceny. Nawet pogoda nas nie rozpieszcza! Chyba zaczynają się te upragnione czasy kiedy trening przeprowadzamy tylko rano albo wieczorem:P


Tajemniczy tytuł...już wyjaśniam! Otóż znowu dwa weekendy pod rząd byliśmy na wyjazdach! Najpierw Wrocław, później Warszawa. Zacznijmy chronologicznie.
Wyjazd do Wrocławia okazał się pierwszą podróżą Vento pociągiem! Bez problemu samodzielnie wskakiwał i wyskakiwał z wagonu. Pieski jechały kulturalnie w klateczkach. W środku było bardzo gorąco, na szczęście Ventylowi trafiło się, że był umieszczony przed kiblem(za duża klatka:P) i nie musiał się z nami gotować:D


Startowałam ze swoją czekoladą i z jego żoną - Voltą. Na miejscu okazało się, że musimy przenieść psy trochę wcześniej, bo inaczej nie zdążymy na pociąg do Poznania. Wyszło na to, że miałam startować z Voltą....chyba 6:P Możecie sobie wyobrazić mój stres:D Ale poszło nam super! Zarobiłyśmy wspólnymi siłami 14,5p:)

fot. VeronA
Minęło trochę czasu, mój umysł zdążył się rozluźnić ii runda z moim Ventylkiem! Był dzielnym synem i na 7 wyrzuconych dysków, nie złapał tylko dwóch. Z mojej winy tak naprawdę, bo rzuciłam je jak pałka:P Z 1 rundy, tak samo jak z Voltą zdobyliśmy 14,5p

fot. Kinga Szulczewska
Na drugiej rundzie było już trochę trudniej. Było o wiele więcej ludzi przy bandzie, przez co troszeczkę poniosło Voltę, ale dałyśmy radę! Udało nam się zestrzelić 11p, czyli łącznie 25,5p i 37 miejsce! Przed zawodami miałyśmy TYLKO 3 treningi, więc patrząc na to, super nam poszło! Biorąc też pod uwagę mój stres i to, że Vi miała czasem problem z lokalizacją swojej pańci to już w ogóle - cud, miód i orzeszki!

fot. Kinga Szulczewska
Śmiałam się przed zawodami, że będzie śmiesznie jak będę miała więcej punktów z Voltą niż z Vento, i tak właśnie się stało:P Miałam z nimi start od razu po sobie, na moje szczęście, udało się i pomiędzy moimi startami był jeszcze freestyle. Na moje nieszczęście - rzucałam jak patologia mojemu biednemu pieskowi. Nawet jego petarda w tyłku nie pomagała przy za wczesnym rzucaniu mega uciekających dysków. Starał się jak mógł, ja się trochę wzięłam w garść. Coś tam lepiej rzuciłam i zgarnęliśmy 6p...:P Łącznie 20,5p i 53 miejsce. Z psa jestem zadowolona, z siebie niekoniecznie:P
fot. Ewa Tąta


Kolejne Wuuu to wyjazd do stolicy, również pociągiem tylko tym razem z Codym! Tak samo jak Ventyla - jego podróż odbyła się w klatce. Byłam(i nadal jestem!)zaskoczona, że był aż tak rozluźniony! Wszyscy dobrze wiemy, że Cody miał problemy z klatkowaniem w nowych, obcych miejscach, a spał w pociągu do góry kołami!



Po przyjeździe do Warszawy, Cody spędził wieczór odpoczywając w klateczce, a ja zwiedzałam stolicę. Szczerze? Więcej zobaczyłam z dziewczynami niż na wycieczce, na które byłam ze szkołą:D
Najlepsze co mogło być to to, że po powrocie z przebywania 6:30-19 na słońcu(ponad 30*C na pewno)mogłyśmy sobie kulturalnie posiedzieć, ciesząc się klimatyzacją<3(DZIĘKI ALA!!!)


Największym minusem posiadania psa w klasie S jest bieganie z samego rana, jako jeden z pierwszych. Zawsze sobie myślę, że Cody od rana jest zaspany i poranny bieg będzie najgorszy, a właśnie był najlepszy. Jeden przebieg na pewno mieliśmy całkowicie na czysto, nie licząc punktów za czas...zdecydowanie to nie były jego zawody jeśli chodzi o prędkość... Swoją rolę odegrała też w pewnym stopniu temperatura, ale poza torem jakoś umiał biec do hopki i gonić piłkę jak na treningu.


Cody jakoś nigdy nie biegał szybko na zawodach, nigdy na to w ten sposób nie patrzyłam. Wystarczy sobie porównać jego prędkość na treningach i na zawodach...podejrzane...Trzeba będzie coś z tym zrobić. To były chyba jego pierwsze zawody, na których miał punkty karne za czas. Z ostatnich dwóch przebiegów znosiłam go na rękach z toru.

Nie miał problemu z wejściami w slalom na przebiegach, w których jeszcze "biegł", a nie hasał po różowej chmurce w krainie tęczy. To jest jak najbardziej na plus:P


Po powrocie zdążyłam iść z Vento na agility i na frisbee. Przypomniałam mu co to jest leg vault i był geniuszem! Aż żałuję, że nie nagrywałam:) Po skończeniu sesji zauważyłam krew na łapach, obejrzałam psa i stwierdziłam, że to tylko przecięty język. Niestety wstając miałam zakrwawioną bluzę i rękę...Przecięta tylna łapa...Nadal mnie zastanawia czy zrobił to przed czy podczas treningu. Jestem tylko pewna, że już z tym musiał ćwiczyć, więc jest dzielnym czołgiem!:P

6 komentarzy:

  1. Gratulacje ! Żałuję teraz że nie dojechałam do Wrocławia na DCDC.
    Świetne zdjęcia ! ;) No i zdrówka dla jego łapy :)
    Pozdrawiam,
    goldenszastek.blogpost.com

    OdpowiedzUsuń
  2. brawo jeszcze raz i graty :) do zob wPoznaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie gratulacje. My jeszcze ani razu nie jeżdziliśmy pociągiem, ale w te wakacje przyjdzie chwila próby. Świetne zdjęcia, ta pogoń za dyskiem :) U nas też strasznie parno i gorąco. Pozdrawiam i zapraszam do nas http://niszczycielsko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje!
    A jak z klatką w pociągu? Dopłacacie za nią czy się nitk nie czepia?

    Pozdrawiamy!
    Śledź też pies

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje :D

    Pozdrawiam, obserwuję i zapraszam:zwariowaneurwisy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń