piątek, 18 października 2013

5 białych lat!!!

5 rocznica życia Kłody przypada na 21 października. Jak wybierałam szczeniaka spośród 3 chłopaków, padło na najgrubszego :P Był największym i najbardziej klopsowatym szczylem w miocie. Zawsze jestem ciekawa co by było gdybym wybrała innego, ale nie żałuję swojego wyboru :D
Cody w przeciągu tych 5 lat zrobił dużee postępy, patrząc chociażby 2 lata wstecz...Cieszę się, że chociaż doszliśmy do tego etapu, na którym teraz jesteśmy. Jestem z tego bardzo dumna, że udało mi się u niego wypracować wiele rzeczy, które kiedyś wydawałyby mi się niemożliwe. Wiele rzeczy oczywiście pozostaje do wyszlifowania, może się uda, a może nie. I tak będę zadowolona z mojego pieseczka, który ze zwykłego kanapowca, który chodził co najwyżej na 30 minutowy spacerek na flexi, zamienił się w sportowego psa  i lubi to robić.
Tak naprawdę to dzięki niemu poznałam ten wspaniały świat agility i dogfrisbee. Dzięki niemu poznałam 2 pasje, bez których teraz nie wyobrażam sobie życia. Jakby nie udało mi się namówić wtedy mamy na psa to nie wiem co by było. Chyba siedziałabym całymi dniami pod mostem, robiąc coś dziwnego :P Tak dla ścisłości, tata o Łajcie dowiedział się tydzień przed odbiorem. Na początku oczywiście było ostro, ale wszystko zmieniło się gdy wrócił tego dnia z pracy i przywitała go biała kuleczka, machająca ogonem na wszystkie strony.
Był bardzo grzecznym szczeniaczkiem. Byliśmy raczej przygotowani na wymianę mebli jak podrośnie, a mały terrierek obgryzł tylko pare uchwytów i krzesło, zajmował się swoimi gryzaczkami. Był oczywiście też bardzo szczwanym szczeniakiem, co mu zostało do teraz.
Może czasem na niego narzekam, ale taka już kolej rzeczy :P

Wszystkiego najlepszego Kłodo!
No i to by było chyba na tyle...:D

piątek, 20 września 2013

Deszczowe rozkminy

Pewnie niektórzy z Was oburzą się, że piszę o jesieni skoro kalendarzowo rozpoczyna się za 3 dni ;-P No niestety, lepiej wcześniej przyjąć to do wiadomości. Nie ma już lata i na razie nie będzie. Pogoda już jest taka, a nie inna..brzydko, mokro i zimno. Aż odechciewa się wstawać rano z łóżka...zwłaszcza, że wstaje się z myślą pójścia do szkoły. Jak na razie nie jest źle, bo mam nawet fajny plan lekcji i bez problemu godzę naukę i psa.



Teraz głównie sobie sztuczkujemy, spacerujemy i jak jest okazja to też agilitujemy, póki można :D
Dla dowodu mam krótki filmik, żeby nie było, że ściemniam :P







W sumie chciałam nazbierać więcej materiałów i go dodać, ale nie mogłam się powstrzymać no i oczywiście, żeby nie było, że nic nie robimy :P A tak wogóle...KŁADECZKA <3 
Dzielny westie ładnie pracuje i oby tak dalej. :D

Jak widać Cody z Luną też rozpoczynają rok szkolny, a właściwie to rok akademicki. Kłoda zaczyna też być obidjens dogiem! Zaczniemy sobie aporcik formalny, za który nigdy mi się nie chciało zabierać. Na razie jesteśmy na etapie ogarniania, że można coś potrzymać dłużej w pysiu niż tylko chwilę, idzie topornie, ale kiedyś na pewno się uda :D Kłodek musi sobie przypomnieć co znaczą komendy na odległość. Kiedyś bardzo ładnie zmieniał pozycje, a teraz...wrr.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Nadmorskie klimaty

czyli DCDC Sopot! Wszystko odbyło się nie po mojej myśli. Byłam zmuszona zmienić plany po złamaniu pazura łajta - początkowo mieliśmy startować w agility, ale niestety albo stety nie startowaliśmy. Z jednej strony bardzo się cieszę, że nie było naszego debiutu - więcej czasu na dopracowanie wielu rzeczy, ale z drugiej wolałabym mieć już to za sobą. Dlatego też spędziłam cały weekend na dcdc. Cody raczej zwiedzał Trójmiasto z moimi rodzicami. Mi to w sumie było na rękę, bo w 100% mogłam oddać się mojej drugiej pasji :))

Jak zwykle: KLIK


Łajtowa łapa ładnie się goi i jest w coraz lepszej kondycji, więc powoli możemy wracać do treningów :D

Cody ostatnimi czasy ładnie frisbuje i ładnie wyskakuje do backhandów, powoli je wydłużamy. Jestem bardzo zadowolona, że w końcu załapał śledzenie lotu dysku.


sobota, 3 sierpnia 2013

Lot w kosmos!

Jak niektórzy wiedzą 24-30 lipca polecieliśmy w kosmos, czyli na obóz FreeXowy :D
Spędziliśmy 7 wspaniałych dni na bieganiu agility w Annówce! Czego chcieć więcej? Poprostu można powiedzieć, że to wymarzone wakacje :D
Powiem tylko jedno... Jak nie byłeś w Annówce to żałuj, bo nie wiesz co tracisz :D

Pierwszy dzień może nie był jakimś wybitnym, ale potem już było lepiej. Cody przyzwyczajał się do sytuacji i z dnia na dzień coraz lepiej się skupiał i pracował. Jak na 2 treningi dziennie i dość wysoką temperaturę jestem z niego zadowolona...:D Mogę powiedzieć(pierwszy raz chyba!), że miał bardzo fajne tempo!
Stwierdziłam, że jednak popracuję nad techniką skoku, bo te przyczajki dużo czasu mu zabierają.
Jestem też bardzo usatysfakcjonowana tym, że nasze starania i ciśnięcie kładki nie poszło na marne! Obawiałam się, że będzie pokonywał ją tak samo jak kiedyś - wooolnoo, bo nie doszliśmy do normalnej wysokości, ale moje obawy już zniknęły. :D
Jestem również bardzo dumna z tego jak mój mały westik dzielnie pokonywał rękaw! Kiedyś miał z nim problemy, mega mnie zaskoczył kiedy bardzo ładnie i szybko go pokonywał :D
Muszę też powiedzieć, że mój piesek robi ładne zakręty. Myślałam, że wcześniejsze były spowodowane jego budową, a jednak okazało się, że była to wina mojego handlingu :P

Jak zwykle obóz albo seminarium pokazuje jak mało wiem i po drugie za mało wymagam od siebie, a za dużo od psa. Muszę sobie czasem rozłożyć jakiś torek, żeby pobiegać bez niego i nagrać to, bo w domu nie mam żadnej osoby, która wytknie mi błędy handlingowe. Trzeba bardzo dobrze pamiętać, że nie tylko ręcę, ale całe ciało wskazuje psu drogę ;)




O obozie to już chyba na tyle...




W tej notce sprostuję jeszcze pewną sprawę. Jest pare osób, które myślą, że jak będę miała drugiego psa to Codyego "rzucę w kąt", powiem tylko, że bardzo się mylicie i jest mi przykro, że ktoś tak wogóle sądzi. Cody to dość problemowy pies, trzeba było się dużo napracować, żeby mieć to co jest teraz. Nie był wzięty pod kątem sportu i zaczęłam z nim pracować dopiero jak miał 2,5-3 lata. Wiele rzeczy przez ten czas stało się u niego nawykami i ciężko będzie naprawić te błędy, zwłaszcza, że łajt ma już 5 lat i przez te 5 lat pewne zachowania były akceptowane i ignorowane. Będę robić wszystko co w mojej mocy, żeby naprawić moje wcześniejsze błędy, ale wracając do sprawy "zmian życia Codyego jak znajdzie się u nas nowy domownik"... Cody nadal będzie biegał agility, nadal czasem połapie frisbee i nadal będzie prowadził takie życie jakie ma teraz. Nie mam zamiaru zmieniać mu stylu życia. Mimoże nie jest idealny w każdym calu to jednak jest to mój pies, dzięki któremu poznałam ten właściwy psi świat, zawsze będę go kochać całym sercem i zawsze dla mnie będzie moim własnym mistrzem.

A wracając do naszej przerwy w agility...zdarzył się pewien "wypadek przy pracy", w sumie nawet nie wiem jak to się stało. Miałam misję, żeby wrócić do biegania, więc wyszliśmy rano, rozgrzaliśmy się i ruszyliśmy na przód. Nie przebiegliśmy nawet 300m i nagle łajt zaczął mocno kuleć na tylną łapę...zobaczyłam, że jest cała we krwi. U weterynarza okazało się, że pazur jest złamany zupełnie przy skórze i musi być wyrwany. Na szczęście ładnie i bez problemu wyszedł. Generalnie piesek był bardzo dzielny.
Codziennie będzie miał zmieniany opatrunek i w poniedziałek idziemy na kontrole. Jest opcja, że pazur mu nie odrośnie, ponoć to nawet lepsza wersja, bo szybciej mu się tam wszystko zagoi :)






środa, 10 lipca 2013

Dlaczego to robimy?


Do napisania TEJ notki przyczynił się wspaniały filmik:



No właśnie...Czy kiedykolwiek zadaliście sobie to podstawowe i najważniejsze pytanie? Wszystko to co  robimy, czy to ma sens? Jakie są w tym korzyści? Niektórzy robią TO, żeby zabić nudę. Niektórzy, żeby mieć czym pochwalić się przed znajomymi. Niektórzy, żeby nie być gorszym. Wytłumaczenie jakieś jest zawsze... ale większość z nas robi TO właśnie po to...żeby zobaczyć szczęście w oczach swojego psa, żeby to właśnie on był szczęśliwy. Czasem pójdzie gorzej, czasem lepiej, ale zawsze psu sprawia radość kiedy znajdziemy nawet chwilę czasu dla niego, bo to on nas właśnie bezinteresownie kocha


Bawiąc się czy pracując z psem często zapominamy o tym, że robimy to właśnie dla niego, a nie po to, żeby mieć jakiś pucharek czy medal na półce. Pokazuję nam to, że jesteśmy dobrzy w tym co robimy, ale czy warto? Spotyka się ludzi, którzy mają parcie na wygraną. Każdy ma. Każdy ma chęć pokazania, że jest najlepszy w tym co robi. Ale w oczach naszego psa to MY jesteśmy najlepsi. To MY jesteśmy dla niego mistrzami świata. Tak samo nasz czterołapny powinien być MISTRZEM ŚWIATA dla nas. Nawet jeżeli ma wiele problemów. Nawet jeśli trzeba walczyć z jego motywacją. Ja już też coś o tym bardzo dobrze wiem. Jest ciężko, może raczej...było ciężko, ale z dnia na dzień było coraz lepiej i jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Nie można psuć sobie marzeń oraz psuć naszemu psu radości, że jego mistrz świata spędza z nim czas.



Walczmy o spełnienie marzeń. Prędzej czy później się spełnią, nawet jeśli na początku sądzimy, że nigdy się nie uda. Zawsze musimy wierzyć. Zawsze musimy mieć cząstkę nadziei. Walczmy o takie niezapomniane chwile, kiedy cieszymy się razem z podopiecznym. Jedne treningi są bardziej udane, drugie mniej, ale zawsze musimy pamiętać, po co TO robimy. Więc ZAWSZE pamiętajmy jaki jest powód. Moją wygraną po każdym treningu jest to, że mój pies chciał ze mną współpracować. Taka wygrana zdecydowanie mi wystarczy.