Czyli innymi słowy Sopot vol. 2, tym razem agilitowy. Może smażing tak nie do końca, bo deszcz też nas odwiedził. Na szczęście posiadam już własne przenośne 4 kąty, więc teraz na zawodach żadna pogoda nam nie straszna! Na zawodach była możliwość zmierzenia psa, więc namówiono mnie i poszłam...Cody za każdym razem jak go mierzyłam był na skraju S/M, więc stąd moje wątpliwości co do mierzenia psa. Wszem i wobec ogłaszam, że Cody ma 34cm i jest w S :D :D jeszcze cm i trafiłby do medium :P Tak więc możemy dalej cisnąć przygotowania do Openów.
fot. Agata Szymczak
Zacznijmy od pierwszego jumpingu, Kłodzio postanowił dzikim pędem pobiec do mojego taty(na szczęście przed gwizdkiem, więc nie było disa:P). Przyholowałam go z powrotem na start i pobiegliśmy, były 2 odmowy. Cody był rozkojarzony faktem, że w namiocie jest mój tata...cóż, wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł z nim jechać, ale nie pogadasz :P Czyli 5/10
Drugi jumping na czysto, ale jakoś szczególnie nie byłam zadowolona tym biegiem, bo wiem, że mojego psa stać na więcej... Też 5/10
Ostatni sobotni bieg też na czysto, ale znowu nie byłam zadowolona. Załamałam się kładką... zrobił ją tak jak kiedyś, czyli spacerek. No ale wybaczam:P Tu już wypadliśmy trochę gorzej, bo 7/10
fot. Weronika Maciejewska
Znowu na pierwszym jumpingu w niedzielę zwiał do mojego taty, tym razem fuksa nie było, bo po przebiegnięciu kawałka toru i w dodatku poza ring. Nie dałam mu spokoju i tak samo jak wcześniej wsadziłam na tor i pobiegliśmy do końca.
Na tuneliadzie nie pokładałam ogromnych nadziei. Smalle były na koniec po ogromnej ilości elek. Tor jako tako pamiętałam. Kłodzio miał niezłe tempo, ale zdisowaliśmy. Cody zdecydował się wejść do innego tunelu ;)
Ostatni bieg na koniec zawodów...Podjęłam decyzje, że pobiegnę bardziej "świadomie". Głośniej się darłam i szybciej biegłam...co jak widać BARDZO pomogło. Człowiek sobie siedzi w namiocie, rozkoszuje się darmowym redbullem, a tu nagle podczas dekoracji słyszy swoje imię i swojego psa! I to jeszcze na pierwszym miejscu! W życiu bym nie przypuszczała.
fot. Agata Szymczak
Vento po tygodniowej przerwie na aktywności też sobie troszeczkę popląsał na hopkach. Ogólnie spisał się na medal. Był bardzo grzecznym szczeniaczkiem. Jak startowałam z Codym to prawie pół dnia siedział w klatce, ale dał radę!
Cody za to znowu zaczął robić syf w klatce. W legnickim polu ładnie w niej odpoczywał, a w sopocie znowu dziki kwik. Plusem jest to, że czasem jak pozasłaniałam mu okienka to był cicho, co kiedyś nie skutkowało:P
Dzięki temu wyjazdowi już wiem jak biegać z moim psem na zawodach.
Mieliśmy przyjemność wypróbować i testować przysmaki dla psów Bosch Fruitees Banan. Zawsze lubiłam i lubię gdy moje psy jedzą ciasteczka z owocami, bo po prostu sama uwielbiam owoce.
Po pierwsze - bardzo ładne opakowanie, które przyciąga oko. Jest ono też wygodne i szczelnie zamykane przez co pozwala aby przysmaki po otwarciu były dłużej świeże! :)
Mamy do wyboru 5 owocowych smaków: banan, jabłko, mango, aronia oraz rokitnik
Poruszmy temat składu. Na pierwszym miejscu są zboża, akurat przy smakołykach szczególnie mi to nie przeszkadza. Przysmaki zawierają min. 20% świeżego mięsa drobiowego. Nie posiadają sztucznych barwników. Bosch stworzył przysmaki z myślą "mocno owocowych", co widzimy na opakowaniu i różnych opisach, ale czy skład mówi to samo? Chyba nie bardzo skoro owoce w składzie są dopiero na 4 miejscu i jest ich minimum 4%.
A teraz chyba najważniejsze - przysmaki mają wilgotną konsystencje, dzięki czemu miękkie! Właśnie takie smakołyki są najlepsze przy szkoleniu. Pies nie zajmuję się wtedy ich gryzieniem i szukaniem okruchów. Dzięki wielkości i kształtowi, pies po otrzymaniu smakołyka będzie czekał na następne zadanie. Idealna i smaczna nagroda! Oprócz tego smakołyki nie są tłuste, co bardzo mnie denerwuje przy nauce gdy używam karmy.
Ciasteczka jak najbardziej mnie przekonały i chyba będę zamawiać je hurtowo!
Bosch Fruitees oraz inne smakołyki możecie zamówić na Fera.pl
Dwa różne psy, dwa różne typy sierści, dwa różne typy "problemów"...Cody jako west, jest przedstawicielem psa, który czasem miewa alergie spowodowane żywieniem, Vento jako border i szczeniak, który wymienia swoją sierść dużo zostawia jej po kątach. Dużo to może złe określenie. Jako posiadacz drugiego psa, który w ogóle nie gubi sierści mam prawo tak twierdzić :P
Gammolen to mieszanka olejów roślinnych, między innymi olej lniany i olej z ogórecznika. Oleje są tak dobierane, aby kwasy tłuszczowe omega 3 i omega 6 były odpowiednio dopasowane do potrzeb psów jak i kotów. Producent zapewnia, że efekty możemy zauważyć już po 2 tygodniach. Chociaż wszyscy dobrze wiemy, że to wszystko zależy od przyswajalności naszego zwierzęcia, a jak wiadomo każdy z nich jest inny.
Dawkowanie jest uzależnione od masy ciała. Jedna kapsułka na 5kg wagi dziennie.
Bardzo się cieszyłam, gdy dowiedziałam się, że dostaniemy do testów Gammolen. Dużo o nim słyszałam i sama chciałam zamówić na próbę, ale jakoś tak nie mogłam się do tego zabrać:) Już na drugi dzień po otrzymaniu paczki zaczęliśmy "działać".
O dziwo psy bardzo chętnie go zjadają! Po przeczytaniu dawkowania myślałam, że będę musiała wpychać je psom parę razy dziennie. Jak się okazało kapsułki działają niczym smakołyk. Vento zazwyczaj wszystko co mu dam od razu połyka. Gammolen za to rozgryza, więc chyba sprawia mu to jakąś przyjemność. Jest też opcja wyciskania oleju z kapsułki do karmy czy innego jedzenia jakie dostaje pies.
Przy stosowaniu poprawiła się kondycja skóry oraz jakość włosa. Wydaję mi się też, że Vento zostawia trochę mniej bałaganu w postaci swojej pięknej czekoladowej sierści. Producent zakłada stosowanie preparatu minimum 2 miesiące. Cody i Vento dostają go na razie tylko miesiąc, więc kto wie, może i za kolejny miesiąc będzie jeszcze lepiej...? :D
Tyle stresu i już po zawodach! Największe nerwy zaczęły się dzień przed zawodami, a właściwie w piątek jak zajechaliśmy na miejsce. Tyle słów krążyło mi w głowie...co ja tu robię, czy to ma sens, nie damy rady, umrę ze wstydu, a co jak ucieknie...i to ostatnie było właśnie najgorsze. Nie zależało mi na wygranej czy nawet czystym przebiegu, ważne, żeby nie zwiał.
fot. Emilia Chmielowiec
No i nadeszła sobota, upalna sobota. Startowaliśmy od rana. Pierwszy bieg, mega stres, ale lecimy. Kłodzio bardzo dzielnie biegnie, po czym pańcia skopała i ten sam dzielny Kłodzio ucieka z toru, ale jest progress, bo nie wpieprzył pieskowi, do którego biegł(:D). Jak odetchnęłam to zdałam sobie sprawę, że zwiał tylko i wyłącznie z mojej winy, gdyby nie mój błąd oraz sprowokowanie odmowy byłoby wszystko ładnie i pięknie.
Potem 2 biegi na czysto i terrierek w jednym z nich zajmuje 3 miejsce :D
W niedzielę znowu to samo, smażymy się niczym kiełbaski na grillu. Tym razem zerówki biegały popołudniu. Dwa pierwsze biegi całkiem spoko i w jednym z nich 1 zrzutka. W ostatnim jumpingu było już widać zmęczenie, ale daliśmy radę. Myślę, że nawet nie same przebiegi, ale temperatura najbardziej męczyła psy. Startowaliśmy w pełnym słońcu i około 30*C upale.
fot. Emilia Chmielowiec
Byłam bardzo zaskoczona kiedy rozstawili nam murek, bo nigdy go nie ćwiczyliśmy. Codyemu nie sprawił większego problemu i ładnie przez niego pląsnął.
Przy okazji na zawodach potestowaliśmy naszą nową kamizelkę chłodzącą. Z początku byłam na nią sceptycznie nastawiona, ale jednak się zdecydowałam i nie żałuję. Jeżeli ktoś się zastanawia to jak najbardziej polecamy, bo pomaga i to bardzo. Zwłaszcza kiedy nie ma w pobliżu żadnego zbiornika albo pies się wygasza kiedy polejemy go wodą, a po drugie mokra sierść na pewno szybciej wyschnie niż kamizelka. :D
fot. Sara Regulska
Bardzo fajnie, że organizatorzy wystawy i zawodów pomyśleli i można było skorzystać z "baseników" z wodą oraz spryskiwacza w te 2 upalne dni :D
fot. Emilia Chmielowiec
Dla łajta były to bardzo trudne warunki. Wszędzie psy, dodatkowo obok zawodów odbywała się wystawa. Koszmarny upał, który męczył nas podwójnie, a nawet potrójnie, ale daliśmy radkę. Białas miło mnie zaskoczył, że zwiał tylko raz. Nie miał zajawek na zjadanie innych piesków, no chyba, że burków za płotem :D Klatkowanie też super, większość z Was pewnie wie jaki kiedyś mieliśmy problem i to nawet bardzo duży problem:P
Podsumowując...Cody spisał się na medal i wewnętrznie jest moim mistrzuniem!
Tydzień po zawodach wybraliśmy się na parę dni do Trójmiasta. Przy okazji zahaczyliśmy o dcdc, spotkaliśmy się ze znajomymi i jak zwykle było cudownie:)
W niedzielę wieczorem z Esterą wybrałyśmy się na "psią plaże", która jest psią plażą od 18. Szłyśmy specjalnie jakieś 30 minut, patrząc na samą drogę - idealny socjal. Pełno ludzi, dziwnych dźwięków. Gdy doszłyśmy na miejsce okazało się, że nie jest tak kolorowo. Totalny chaos. Biegające i drące się dzieciaki, pełno psów z czego nie wiadomo do kogo nawet należą, więc na pewno nie polecam "psiej plaży" przy wejściu 43. Jednym słowem - nigdy więcej :D
Pewna sytuacja przejdzie do historii. Wychodzimy z Esterą z plaży, kątem oka widzę jak jakaś pani pokazuje na moje psy palcem i mówi, że musi się zapytać jaka to rasa. Myślę już co odpowiedzieć. Pani podchodzi, "przepraszam bardzo jaka to jest rasa ten biały?". Haha! Pierwszy raz odkąd wychodzę z 2 psami ktoś zapytał o Codyego, a nie burdela :D
Mojemu tacie na szczęście udało się znaleźć całkiem fajne miejsce i tam wszyscy wyczilowaliśmy przed wyjazdem. Vento miał mega radochę z fal, ciężko było go oderwać z tej zabawy. Cody też został ochrzczony w morzu:P
Ostatnio pogoda nas nie oszczędza i nie ma szans nawet na wyjście w celu dłuższego spaceru, nawet koło 10. Dajemy radę! Jak tylko słońce pozwala idziemy się troszkę powodować.
Jak to zwykle bywa. Kiedy jest okazja to wybieramy się na warsztaty! Vento pierwszy raz łapał zawisające dyski i bardzo ładnie przy tym myślał!
fot. Aleksandra Bednarek
Musimy troszkę poczekać i popracować nad jego ogarnięciem ciałka podczas lotu. Dziecko bardzo by chciało już wysoko i ładnie polatać, ale potrzebuje na to trochę czasu. Jak to Paula powiedziała "nie mam się ciąć żyletką z tego powodu", bo wiemy już czym to jest spowodowane :D Zwykle bywa, że z semi z Gubiszi i Gumiszi wracam z wieloma pomysłami i motywacją, tak samo jest i teraz!
A Cody....hmm...ten to ma w życiu pecha. Znowu trafił na sygnale do weterynarza. Umiejscowiony bardzo głęboko kłos w uchu spowodował podanie narkozy i silnych środków przeciwbólowych. Okazało się, że tak samo jak Kłoda, 70-80% psów ma problemy właśnie z lewym uchem:)) (wcześniej też w lewym uchu miał drożdżaki)
Prawie 2-letni Cody z chorym uchem
Wydaję mi się, że terrier gorzej słyszy, niestety kłos był wbity prawie w bębenku...może coś naruszył. Na razie ma jeszcze małą rankę, więc może tutaj jest jakiś haczyk. Zobaczymy.